niedziela, 3 marca 2013

[30] it-never-ends-well.mylog.pl


Adres bloga: it-never-ends-well
Oceniająca: hope
Autor: Sylville
Ocena: Standardowa



Okładka 4/5

Adres nie informuje mnie, o czym będę miała okazję poczytać, więc z ciekawością zaglądam dalej. Niestety już na początku wita mnie rozczarowanie, ponieważ belka zamiast zachwycić mnie swoją chwytliwą treścią i chociaż nakierować na tematykę Twojej historii, jedynie powiela adres. Niewiele mogę tu powiedzieć, dlatego szukam, czegoś więcej, by chociaż wiedzieć, na co mam się nastawiać.
Już miałam na Ciebie nakrzyczeć, ale w końcu dotarłam do odpowiedniej zakładki. Swoją drogą – wiesz, że ledwo ją zauważyłam? Ale tę kwestię poruszę już w następnym podpunkcie.
Ogólnie o pierwszym wrażeniu – adres, mimo że wieloczłonowy, łatwo zapamiętać. Nie jest polskojęzyczny, ale użyte w nim słowa są podstawą podstaw z języka angielskiego i nawet ja (nawet ja!) nie miałam problemów z przetłumaczeniem. Punkt zabrałam za belkę, bo uważam, że do czegoś została stworzona, ale na pewno nie po to, żeby powtarzać adres, który cały czas jest widoczny. Obeznałam się pokrótce z tym, o czym piszesz i wydaje mi się, że znalezienie ciekawego tekstu (czy nawet wymyślenie własnego) nie przysporzy Ci wiele wysiłku, a na pewno urozmaici Twojego bloga.



Grafika 7/10

Na obrazku po lewej stronie widzę mężczyznę z papierosem w dłoni i od razu dopowiadam sobie, że jest to główny bohater. Już widać, że będzie aroganckim draniem. A przynajmniej takie sprawia wrażenie. Oceniłabym go dokładniej, ale jego oczy, łącznie z połową twarzy, zasłania napis it never ends well. Znowu. W s z ę d z i e to powtarzasz. I o ile na nagłówku (jeśli mogę to zdjęcie tak nazwać) jeszcze bym to przełknęła – na belce nie zdzierżę. Trochę więcej kreatywności, bo pierwsze wrażenie to często podstawa.
Wracając do samego zdjęcia. Czy ten cytat na oczach nie przywodzi Ci na myśl takiego czarnego prostokąta cenzury z wiadomości, kiedy pokazują jakiegoś przestępcę? W sumie dopiero w momencie napisania tych słów zdałam sobie sprawę, że może to być celowy zabieg. W końcu główny bohater jest złodziejem, prawda? W takim razie przyznaj szczerze – celowo stworzyłaś szablon w takiej formie czy to czysty przypadek?   
Nie noszę okularów, ale jestem ślepcem, a Ty publikując taki drobny maczek jedynie mi o tym przypominasz. Nie czytałam jeszcze bloga, ale samo skupienie się na wychwyceniu kilku zdań przyprawiło mnie o ból głowy. Ctrl + zazwyczaj wszystko załatwia, ale u Ciebie i to na niewiele się zdało. Wszystko przez brak akapitów. Patrząc dłużej w tekst, gubiłam wiersz, który akurat czytałam i stawałam się tylko bardziej poirytowana. A jeśli opowiadanie ciężko się czyta, automatycznie odstrasza to czytelnika. Domyślam się, że wielkości czcionki nie będziesz skłonna zmienić (strzelam z doświadczenia), ale akapity są niezbędne. Nie tylko pod względem poprawności, ale przede wszystkim czytelności.
Pewnie dałabym Ci mniej punktów za szablon, bo nie jest powalający – ot taki zwykły, prosty, czarny. Jednak zawsze podziwiałam ludzi, którzy sami tworzą grafikę. Stąd taka punktacja, a nie inna.
EDIT: Dopiero w połowie oceny dopatrzyłam się jeszcze jednego, drobnego mankamentu – dlaczego po wejściu w podstronę Słów kilka o Vernerze ucina spis treści i część informacji na temat szablonu i przeglądarki, na której działa najlepiej? To u mnie się coś popsuło?



Treść 57/60

Prolog
No dalej, wiem, że chcesz to opowiedzieć. Chcesz, żeby było piękne. – Zacznę od ostatnich dwóch zdań prologu, bo to one najwięcej wyjaśniają i przedstawiają, na jakiej zasadzie będziesz pisać historię. Do tego idealnie pasują do kontekstu całej rozmowy. Przyznam, że zachęciły mnie do zapoznania się z kolejnymi rozdziałami opowiadania, chociaż długi i dosyć patetyczny opis trochę mnie zniechęcił. Ale o tym za chwilę.
Na początek chciałam Cię pochwalić, bo świetnie poradziłaś sobie z dialogami. Są naturalne, nie biją po oczach kolokwializmami, ale nie są też zbyt górnolotne. Co i rusz uśmiechałam się pod nosem, bo wyszły Ci z tego takie przyjemne do poczytania przemyślenia, które ma się tylko po alkoholu. A właśnie w takiej sytuacji znaleźli się Twoi bohaterowie.
Jedna z postaci ukazanych w prologu to z pewnością główny bohater – Verner. Bardziej jednak zaciekawiła mnie druga osoba, która zachęcała go do zwierzeń. Podoba mi się ta nutka tajemnicy, którą wprowadzasz, chociaż momentami ciężko było się połapać, która wypowiedź, do kogo należy. Ale uznam to za urok prologu.
Teraz przejdę do mniej przyjemnej rzeczy – opisu. Niezwykle ciężko było mi przez niego przebrnąć, a jedyne co tak naprawdę zapamiętałam to początek – że dotyczył on ciszy. Dostrzegłam szczegóły, które ten opis miał wnosić do opowiadania i fakt, że to właśnie ta cisza została przerwana przez stłuczoną butelkę, która notabene była przyczyną do ponownego rozpoczęcia dialogu, ale... Po co ten cały patos? Trafiłaś na prawdziwą miłośniczkę takich wypowiedzi (nawet jeśli nie dotyczą one niczego konkretnego). Jednak ilość tekstu i górnolotnych określeń, które zawarłaś w swoim opisie, przytłoczyły nawet mnie. Zastanów się, co można z tym zrobić. Albo raczej – co zrobić, żeby nie popełnić tego błędu ponownie. Mam nadzieję, że to było jednorazowe niedociągnięcie i reszta opisów będzie już lepsza.


Rozdział 1
Zdecydowanie nie mam już więcej sugestii odnośnie opisów. Może w prologu to była kwestia motywu, który sobie wybrałaś? Tamten fragment był przytłaczający, za dużo było w nim górnolotnych określeń na temat naprawdę błahych rzeczy. Teraz wyraźnie bawisz się słowami i chociaż nie opisujesz nic śmiesznego, to całą historię Ruth i Vernera przedstawiasz tak, że nie sposób się nie uśmiechać. Szczerze mówiąc po szablonie, który niewątpliwie mnie zniechęcił tym drobnym maczkiem, i patetycznym opisie w prologu, w życiu nie przypuszczałabym, że będę miała okazję zapoznać się z tak umiejętnie prowadzoną historią. Gratuluję, bo dawno mnie nikt tak nie zaskoczył.
Już dostrzegam zalążek naprawdę dogłębnej i przemyślanej kreacji bohaterów. Podoba mi się u Ciebie to, że nie pamiętam czy Ruth miała włosy jasne, czy ciemne (tak na marginesie – pisałaś w ogóle o tym?), ale wiem, że przypala jajecznicę i robi paskudną kawę, w której chce utopić Vernera (przynajmniej w jego mniemaniu). Dzięki temu po opuszczeniu Twojego bloga, wciąż będę pamiętać o postaciach, które opisałaś, bo ich cechy są tak indywidualne, że nie sposób przejść obok nich obojętnie i po prostu wymazać je z pamięci.
Zgrabnie przedstawiłaś też całą historię tej pary – zarówno tę wspólną, jak i tę odrębną, ich prawdziwe życia, którymi się nie dzielą. Do tego relacje Vernera i Ruth, mimo że skomplikowane, opisałaś w tak prosty i oczywisty sposób, że wciąż zapominam, iż to, co ich łączy, może być odbierane negatywnie. To samo tyczy się opisu pracy Vernera. W życiu nie pomyślałabym, że kradzież może być nazywana pięknem. A jednak – Ty potrafisz to człowiekowi wmówić.


Rozdział 2 i 3
Znów nawiążę do opisów, bo jest w nich coś, co sprawia, że nie można oderwać się od Twojego opowiadania. Nie dzieje się na razie wiele, dialogi są raczej tylko dodatkiem, a mimo to te ponad siedmiostronicowe rozdziały wręcz połykam. Poza tym podoba mi się, jak zgrabnie wplatasz wspomnienia Vernera w bieżące wydarzenia. I to pojawienie się Holly! Kolejna niespodzianka. Widać, że lubisz zaskakiwać czytelnika, ale robisz to w niezwykle subtelny, powiedziałabym Vernerowski, sposób. Podchodzisz do tego z dystansem, nie traktujesz jakoś nadzwyczajnie. Następna, ciekawa cecha Vernera – nic go nie dziwi. Nawet jeśli jego własna, nieznana mu córka wpada na niego w parku i gani za palenie papierosów.
Czasem brakuje mi więcej magii, ale to moje czysto subiektywne odczucia i rozumiem, czemu nie możesz tego zmienić. W końcu Verner próbuje jak najbardziej odciąć się od świata czarodziejów. Nic więc dziwnego, że nie możesz wprowadzić do opowiadania więcej czarów.
W życiu bym nie przypuszczała, że w Twojej historii pojawi się Nott i Greengrass, myślałam, że wszystkie postacie będą spoza kanonu. Ale to kolejne, miłe zaskoczenie. Poza tym wprowadziłaś ich w mistrzowski sposób, a chociażby nazywanie ich przez Vernera Pięść i Głos, było znów ukazaniem jego charakteru poprzez sytuację, a nie jedynie suche fakty, jak to często zdarza się w opowiadaniach. Dostrzegłam jednak coś, co poważnie mi zazgrzytało. Dlaczego Verner ma umrzeć po spożyciu Veritaserium? Zmusiłaś mnie do poczytania trochę na ten temat, ale tylko utwierdziłam się w tym, co wiedziałam już wcześniej – eliksir prawdy nie zabija. Skąd więc obawy Vernera?


Rozdział 4
Zacznę od powiązań rodzinnych, które przedstawiłaś na samym początku rozdziału. Nie wiem, czy będą one znaczące dla dalszej fabuły, co jednak wcale nie znaczy, że nie były potrzebne. Osobiście jestem zwolenniczką urozmaicania historii takimi wstawkami (dzięki temu więcej wiemy o bohaterach i świecie, który kreujesz), ale u Ciebie coś mi nie pasuje. Przede wszystkich genealogię rodzin założycieli sklepu na Nokturnie ukazujesz w sposób mało czytelny. Musiałam sobie wszystkich członków rozpisać na oddzielnej kartce, połączyć strzałeczkami, a i tak nadal nie wszystko rozumiem. Ponadto za często używałaś samego nazwiska danej postaci i nie do końca było wiadomo, o kim teraz piszesz.
W tym gąszczu dziwnych imion i nazwisk zabrakło mi przyczyny założenia sklepu przez Caractacusa. Bo skąd zainteresowanie czarnomagicznymi przedmiotami? Równie dobrze mógł handlować kociołkami. Stąd moja propozycja – może zamiast na samej genealogii i połączeniach rodzinnych, lepiej skupić się bardziej na wydarzeniach i motywach takiego, a nie innego postępowania? Chyba że ci bohaterowie będą mieli większe znaczenia dla dalszej fabuły, wtedy moja czepliwość jest nieuzasadniona.
Podsumowując ten fragment – postaraj się przejrzeć jeszcze raz to, co napisałaś w czwartym rozdziale. Żyjemy w leniwym społeczeństwie i nikomu nie będzie się chciało dociekać, kto był kim, a już na pewno nie zapamiętają tych skomplikowanych więzów krwi. A może uda Ci się coś zmienić tak, aby ta genealogia stała się bardziej przejrzysta? Przemyśl to.
Zaplusowałaś sobie Fredem. Mimo że niewiele jeszcze wiem o tej postaci, podoba mi się sama koncepcja tego, że Verner nie jest jednak sam. Ruth się dla niego tak naprawdę nie liczy, Holly i Lettie to jego przeszłość i nie wydaje się chętny, by utrzymywać z którąkolwiek z nich kontakt, a pozostali bohaterowie to jego pracodawcy. Dlatego brakowało mi kogoś, kto poniekąd zatroszczyłby się o Vernera. Kogoś, z kim mężczyzna mógłby porozmawiać o tym, co dzieje się w jego życiu i chociażby zapytać o radę, jak wybrnąć z sytuacji, w jakiej się znalazł.


Rozdział 5
Zanim zaczęłam komentować ten rozdział, przeczytałam go do końca, żeby mieć pewność, że wszystko dobrze zrozumiałam. Wydaje mi się, że nie zgubiłam żadnego szczegółu, ale jeśli jednak się tak stało – popraw mnie od razu.
Przeskoczyłaś z akcja o kilka dni rozpoczynając rozdział od walki Vernera ze swoją garderobą. Wytłumaczyłaś w międzyczasie, że nie zjawił się na Nokturnie, chociaż umówiony był na spotkanie i wyskoczyłaś nagle z informacją, że zamiast spędzić popołudnie z Ruth, postanowił odwiedzić Holly i Lettie. I tu zaczyna się watek, do którego chciałabym nawiązać.
Do tej pory Vernerowi do szczęścia potrzebne było tylko Piękno – kradzieże dzieł sztuki. Mężczyzna był samowystarczalny, żył samotnie, kochankę odwiedzał z nudów, a jedynego przyjaciela zaskakiwał wizytą tylko co kilka miesięcy. I nagle zaczyna mu zależeć (a przynajmniej tak go przedstawiasz). Pojawia się u Holly, próbuje ją przekupić złotem, chce odzyskać córkę i móc spędzić z nią trochę czasu. Nawet jeśli Lettie miałaby się nigdy nie dowiedzieć, że jest jej prawdziwym ojcem. Wygląda to na naprawdę dużą przemianę, której jednak nigdzie nie tłumaczysz. Pada tylko jedno zdanie z ust Vernera na ten temat: Nie chcę fundacji, chcę człowieka, który by o mnie pamiętał, gdyby wszystko poszło w cholerę!. Wnioskuję z tego, że Vernerowi zależy na pozyskaniu kogoś, kto po jego śmierci pamiętałby o nim i czasem zaniósł kwiaty na jego grób. Wydaje mi się jednak, że jak na tak dużą i nagłą zmianę, za mało to tłumaczysz. Być może wynika to z porywczości Vernera, a być może z obawy przed śmiercią i zapomnieniem – nie wiem. A chętnie bym się dowiedziała. Szczególnie, że cała ta historia ma ogromny potencjał i wciąż boję się, że w którymś momencie przestaniesz to wykorzystywać (mimo że na razie idzie Ci bardzo dobrze).
Słuchaj, nie muszę być dla niej nikim, w porządku? Mogę być wkurzającym kuzynem, mogę być twoim kumplem ze szkoły, pewnie nie zasługuję na więcej, ale chciałem zrobić coś dobrego, czemu to utrudniasz? – ta wypowiedź Vernera też w pewnym stopniu tłumaczy jego zachowanie, ale nie dlatego ją przytoczyłam. Chciałam zapytać, czym jest dla Vernera to tytułowe Dobro. Przez chwilę myślałam, że to Lettie, ale teraz zastanawiam się, czy nie chodziło po prostu o zrobienie czegoś dobrego, jak on sam o tym mówi. Więc?
Zupełnie nie spodziewałam się, że dziewczynka okaże się chora. Ta informacja zwaliła mnie z nóg i jeszcze bardziej zachęciła do dalszej lektury. Oby tak dalej, bo element zaskoczenia to Ty potrafisz wykorzystać.


Rozdział 6 i 7
Trochę się pogubiłam w tym, czego chce od Vernera Greengrass. Z ostatnich rozdziałów wywnioskowałam, że Verner nie chce dla niego kraść, bo w pierdółkach, które ma dla niego zdobywać, nie ma Piękna, nie są to dzieła sztuki. A tymczasem Rasmus daje mu zlecenie właśnie na obraz. Dlaczego więc zmiana pracodawcy tak bardzo przeszkadzała Vernerowi? Przecież nadal obcuję z tym, co tak bardzo kocha. Sztuka nadal będzie obecna w jego życiu. Zmieni się tylko klient, dla którego kradnie.  
Podoba mi się, że relacja Vernera i Ruth wciąż się zmienia i pogłębia. Szkoda mi trochę dziewczyny i wciąż liczę, że pomiędzy tą dwójką naprawdę zaiskrzy (chociaż po tytule bloga raczej się tego nie spodziewam). To co ich łączy jest naprawdę ciekawe. Masz w tym zakresie ogromne pole do popisu i całkowicie to wykorzystujesz. Zaskoczyłaś mnie jednak kolejną zmianą Vernera – nie sądziłam, że zacznie się przed Ruth uzewnętrzniać. To do niego niepodobne.
Muszę Ci powiedzieć, że potrafisz trzymać czytelnika w napięciu. Praktycznie od początku zadania Vernera miałam napięte mięśnie i chłonęłam linijkę za linijką, czekając, co się wydarzy. Powinnaś częściej coś takiego pisać, bo niewątpliwie dobrze Ci to wychodzi. A taką umiejętność można spożytkować na wiele różnych sposobów.


Rozdział 8, 9 i 10
Pogubiłam się w zmianach czasu, które pojawiły się w rozdziale ósmym. Rozumiem, że Verner raczej jest człowiekiem, który nie dba o to, który mamy dzień czy tym bardziej godzinę, ale nie zauważyłam momentu, kiedy z trzeciej nad ranem i przemyśleń Vernera, zrobiło się południe i wycieczka Holly do sklepu. Za szybko popędziłaś z wydarzeniami, nie dając czytelnikowi wyraźnego sygnału, że minęło aż tyle czasu.
  W dziewiątym rozdziale podczas rozmowy pani Nott i Vernera, kobieta wspomina o książce, która mogłaby się spodobać Vernerowi. Tak z czystej ciekawości – ta książka naprawdę istnieje czy została wymyślona na potrzeby opowiadania? Bo z tego co widzę, nic nie jest u Ciebie przypadkowe i wcale nie byłabym zaskoczona, gdybym dostrzegła nazwisko wspomnianego przez Lyrę Niemca na półce w księgarni.

Wybacz, że o ostatnich rozdziałach wypowiedziałam się tak zwięźle (bądź wcale, jak na przykład o tym z numerem dziesięć), ale uznałam, że uwagi, które do nich mam, będą zawarte w dalszej części, dlatego postanowiłam się nie rozdrabniać i niepotrzebnie ich nie powtarzać.



1) Fabuła/Wątki 10/10

Na pewno na plan pierwszy wysuwa się tutaj wątek pracy Vernera, bo to ten motyw przewija się od samego początku opowiadania i z pewnością będzie trwał aż do jego zakończenia. Przyznaję, że bardzo oryginalny i z pewnością niepowtarzalny pomysł. W zupełności również wykorzystujesz potencjał tego tematu. Nie nudzisz, przedstawiasz Vernerowskie kradzieże jako sztukę, a opisując je, trzymasz czytelnika w napięciu, co potęguje ciekawość i zachęca do dalszego czytania.
Kolejnym wątkiem jest córka Lettie i jej choroba. Sposób, w jaki wprowadziłaś dziewczynkę do historii był błahy i subtelny, przez co kompletnie nie spodziewałam się, że tak wiele wniesie do opowiadania. Myślałam, że to będzie takie epizodyczne wydarzenie, które nie przyniesie żadnych znaczących konsekwencji, a w najgorszym wypadku skłoni Vernera jedynie do myślenia. Ty mnie jednak zaskoczyłaś i wtedy chyba po raz pierwszy zmusiłaś do zastanowienia się nad tym, że u Ciebie nic nie dzieje się przypadkiem. A już na pewno nie tylko po to, aby zapełnić wolne miejsce w akcji.
Szczególne gratulacje należą Ci się jednak za to, jak umiejętnie poszczególne wątki ze sobą łączysz, a potem jeszcze z gracją między nimi lawirujesz. Jest ich kilka, ale każdy wydaje się odpowiednio dopieszczony i żadnego nie można nazwać zapomnianym. Ruth, Freddie, Holly z Lettie, Greengrass, praca – wszystko poniekąd się ze sobą łączy i przede wszystkim tworzy spójną całość, której nie można zarzucić żadnych większych uchybień.



2) Rozwinięcie akcji 5/6

Wszystko płynie powoli do przodu i pewnie nie miałabym żadnych, większych zastrzeżeń, gdybym po lekturze całego opowiadania nie zdała sobie sprawy, że tak naprawdę z perspektywy Vernera minęło niewiele czasu (kilkanaście dni?). Jednak to wystarczyło, żeby jego życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Mimo wszystko to nie do postępów w akcji mam zastrzeżenia, bo doskonale zdaję sobie sprawę, że całe nasze życie może zmienić się i w jeden dzień, jeśli (nie)sprzyjają nam okoliczności. Chodzi mi raczej o zmiany, jakie zaszły w Vernerze w przeciągu kilku dni. A konkretnie o jego stosunek do Lettie. Przecież była mu całkowicie obojętna, nie chciał mieć z nią nic wspólnego. Skąd więc jego nagłe zainteresowanie jej zdrowiem i chęć pomocy? Naprawdę w przeciągu dwóch-trzech dni można podjąć decyzję o wywróceniu swojego życia do góry nogami dla dziecka, które nie dość, że jest nam zupełnie obce, to w dodatku nie wie nawet, że jest nasze? Zabrakło mi jakiegoś bodźca, który pokazałby, dlaczego Verner postąpił tak, a nie inaczej. Bo na chwilę obecną jest to dla mnie zupełnie niezrozumiałe.



3) Świat przedstawiony 9/10

Patrząc z perspektywy tych jedenastu (licząc z prologiem) przeczytanych rozdziałów, mam wrażenie, że opis, który pojawił się w prologu nie był Twojego autorstwa, naprawdę. Nie wiem, czy poczyniłaś od tamtej pory aż takie postępy, czy może ten prolog był zwykłą wpadką, ale niewątpliwie widać różnicę pomiędzy Twoją pierwszą notką, a kolejnymi. Nawet opisy z pierwszego rozdziału wydają się nieporównywalnie lepsze do tych – a właściwie do tego – z prologu. Miejsca, które odwiedzamy razem z Twoim bohaterem, wydają się niezwykle realne i nawet jeśli nie opisujesz ich nadzwyczaj dokładnie – zawsze potrafię je sobie wyobrazić i wczuć się w nastrój, jaki w nich panuje. Brakuje mi jedynie czasem szczegółów Londynu. Gdy Verner podróżuje autobusami po mieście, mam wrażenie, że kompletnie nie zwraca uwagi na otaczającą go przestrzeń. A chętnie zobaczyłabym stolicę Wielkiej Brytanii jego oczami.
Świetnie też stwarzasz odpowiedni nastrój. Gdy Twoje postacie się denerwują – ja razem z nimi. I tak jest za każdym razem, i z każdą emocją. Często też uśmiechałam się do monitora, bo sposób, w jaki bawisz się słowem jest niesamowity.
Jedyne czego mi zabrakło, to opisy wyglądu poszczególnych bohaterów. Nie chodzi mi o jakąś dokładną analizę kształtu ich twarzy czy koloru oczu, ale przynajmniej pokazanie kilku cech, które umożliwiłyby (przynajmniej po części) wyobrażenie sobie postaci. I za to też obcinam jeden punkt.  



4) Bohaterowie 9/10

Verner – od samego początku tego opowiadania zastanawiam się, dlaczego nie podałaś jego nazwiska. To było celowe? Chciałaś podkreślić tę anonimowość Vernera, którą w końcu on sam tak często zaznacza? Czy po prostu nie miałaś na nie pomysłu? Nie powiem, niezwykle zaciekawiłaś mnie tą kwestią.
W Vernerze przede wszystkim urzekła mnie złożoność jego charakteru. Ciężko jednoznacznie stwierdzić, jaki jest i do czego dąży (co wcale nie usprawiedliwia jego bezpodstawnego zachowania względem Lettie, o którym wspomniałam już wcześniej). Do tego ucharakteryzowanie go na takiego zimnego drania czy gangstera, jak postrzega go Ruth, tylko potęguje to uczucie. Nie odkrywasz go całego przed czytelnikami już w pierwszych rozdziałach, ale pozwalasz poznawać go coraz lepiej z każdym napisanym przez Ciebie zdaniem, co sprawia, że wydaje się jeszcze bardziej realny. Verner, mimo że bywa zapatrzony w siebie i zdarza mu się idealizować swoje czyny, nie staje się przez to płytki. A za to niewątpliwie należą Ci się kolejne gratulacje.
Ciężko go nie lubić, a to niewątpliwie duży plus dla opowiadania. W końcu Verner jest głównym bohaterem i jeśli czytelnicy obdarzą go sympatią – automatycznie przekonają się również do historii, którą tworzysz. Verner podjął kilka złych decyzji i nie wszystkie jego słowa czy gesty powinny być pozytywnie odbierane, ale Ty potrafisz zaprezentować go w taki sposób, że każda, nawet największa głupota, którą popełnia, wzbudza we mnie tylko większą sympatię do tego człowieka.

Ruth – w pierwszych rozdziałach bardzo ją lubiłam. Wydawała się zwykłą, dorosłą kobietą, która przez tę swoją niedobrą kawę i jeszcze gorsze śniadania, buduje w historii taką luźną atmosferę i pozwala oderwać się od pełnego dramatów życia Vernera. Jednak z czasem Ruth wydała mi się strasznie naiwna i z jakiegoś powodu niezmiernie mi to przeszkadzało. Może przez to, że na wszystko pozwalała Vernerowi? Niecierpliwie wyczekuję momentu, kiedy w końcu uda jej się postawić mężczyźnie i pokaże mu, że nie jest na każde jego zawołanie. Rozumiem, że na razie taka jest właśnie jej rola, ale nie ukrywam, że byłabym zawiedziona, gdybyś zmarnowała potencjał tej postaci i zrobiła z Ruth taką posłuszną kochankę, która mimo że zdaje sobie sprawę ze swojego miejsca w szeregu, to i tak skoczyłaby ze facetem w ogień. Po początkowych rozdziałach wydawała mi się mądrzejsza.

Rasmus Greengrass – mimo że irytował mnie ciągłym zwracaniem się do Vernera per przyjacielu, to kłaniam się nisko, za wykreowanie jego postaci. Szczególnie za początek oraz końcówkę. Środek wydawał mi się momentami mdły i zdarzało się, że powiało nudą, ale nagła odmiana Rasmusa w ostatnim, dziesiątym rozdziale zwaliła mnie z nóg. Przedstawienie go jako stanowczego mężczyzny, który wie, czego chce, było jednym z Twoich najlepszych posunięć. Cała sytuacja z Zaklęciem Pełnego Porażenia Ciała, takim nagłym zwrotem akcji i odmianą zachowania Greengrassa to zdecydowanie trafiony pomysł, bo otworzyłam oczy szeroko ze zdziwienia i praktycznie pochłonęłam końcówkę ostatniego rozdziału. A potem jeszcze to jego łagodniejsze oblicze, gdy rozmawiał z córką? Mistrzostwo.

Fred – nie mogę powiedzieć o nim za dużo, bo pojawia się na razie sporadycznie, ale chętnie poczytałabym o tym, jaka relacja łączy go z Vernerem. Mogłabyś też przynajmniej wspomnieć, jak się poznali i dlaczego Fred zrezygnował z dawnej pracy, bo czuję spory niedosyt, jeśli chodzi o tego bohatera.

Lettie – taka beztroska, radosna dziewczynka niezwykle rozjaśnia tak ponure opowiadanie i jej pojawienie się można uznać za wręcz niezbędne. Jest taką iskierką nadziei w tym całym dramacie Vernera. Wydaje mi się też, że tylko ona może wyciągnąć go z tej otchłani rozpaczy, w której się pogrąża. I słodkie było to, że tak jak Verner nie lubi kawy. Za takie cechy uwielbiam właśnie Twoich bohaterów.

Pozostałych postaci nie będę wyszczególniać, bo mija się to z celem. Powiem tylko to, co urzekło mnie w nich wszystkich – nie ukazujesz ich charakteru poprzez słowa, a przede wszystkim przez czyny. Czytelnik sam musi pogłówkować, jakie cechy są charakterystyczne dla danego bohatera, wnioskując to z jego zachowania. Nie ma opisu postaci podanego na tacy – sam musi go odkryć, poznać ludzi, o których czyta. Myślę, że to właśnie to, przyciągnęło mnie tak do Twojego opowiadania – każdy z bohaterów jest niezwykle realny i nie zdziwiłabym się zbytnio, gdybym na któregoś z nich wpadła kiedyś na ulicy.
W ramach wyjaśnienia – po pół punktu obcięłam za Ruth, która zmalała w moich oczach oraz Freda, o którym nie znalazłam zbyt wielu informacji, mimo że jest ciekawą postacią i przede wszystkim tak znaczącą w życiu Vernera. Mam również swoje podejrzenia, że to właśnie Fred pojawił się w prologu. Dlatego tym bardziej chciałabym o nim więcej przeczytać.



5) Dialogi/Narracja 10/10

Dialogi są naturalne, charakterystyczne dla poszczególnych postaci. Nie rażą po oczach kolokwializmami, ale przy tym nie są też zbyt patetyczne. Dzięki temu wydają się bardziej realne oraz dodają realizmu także bohaterom. Szczególnie w pamięć zapadły mi trzy sytuacje – rozmowa Vernera z tajemniczym ktosiem z prologu, ta z Holly, gdy po raz pierwszy do niej przyszedł oraz z Fredem, gdy Verner poprosił go o włamanie do mieszkania swojej byłej. Poza tym wszystkie momenty z Rasmusem, ale to głównie przez to, że nadal rozpływam się nad kreacją tej postaci.
Nie wiem, co mogłabym tu jeszcze dodać, bo dialogi to coś, do czego nie miałam żadnych zastrzeżeń od samego początku. Ta część opowiadania zdecydowanie wychodzi Ci najlepiej (nie żeby w pozostałych było dużo uchybień). W narracji również nie dostrzegłam żadnych rażących błędów.



6) Styl 4/4

Niewątpliwie masz już jakiś wypracowany. Ciężko mi to opisać, ale myślę, że bez problemu poznałabym Twoją pracę, nawet gdyby nie była podpisana. A to kolejny powód, aby Ci pogratulować, bo rzadko się zdarza, że ktoś pisze na takim poziomie (oczywiście rzadko rozpatruję na przykładzie blogów, nie ogólnie literatury). Trzymam kciuki, żebyś rozwijała się dalej i wciąż szlifowała swój styl – wiadomo przecież, że zawsze może być lepiej, prawda?



7) Oryginalność 10/10

Tu nie mam żadnych wątpliwości co do punktacji. Mimo że piszesz fan fiction i wzorujesz się na świecie stworzonym przez kogoś innego, to przez cały czas, który poświęciłam Twojej historii, odnosiłam wrażenie, że mam do czynienia z czymś całkowicie Twoim. Wątek Vernera, jako złodziejaszka jest zdecydowanie niepowtarzalny i niezwykle oryginalny, nawet jeśli sam Verner może być postrzegany jako dosyć stereotypowy i znany już z potterowskich opowiadań zimny drań. Niemniej jednak jestem pewna, że drugiej takiej historii nie znajdę.



Poprawność 18/20

Oceniam rozdziały numer jeden, dwa, dziewięć oraz dziesięć.

Rozdział 1

W niewielkim mieszkaniu położonym na trzecim piętrze kamienicy w jakiejś niespecjalnie reprezentacyjnej dzielnicy nie działo się jednak nic, co świadczyłoby o tym, że przed zachodem słońca zdarzy się jakieś godne zapamiętania wydarzenie. – przecinek po mieszkaniu i dzielnicy, bo jest to zdanie wtrącone.
Dobrze wiedziała, że nie traktował go tak poważnie, jak ona. – bez przecinka przed jak, bo w zdaniu które oddzielasz nie pojawia się orzeczenie.
Oczywiście, gdzieś musiała istnieć jakaś teczka, w której opisano cały jego żywot, albo chociaż te jego części, o których warto było pisać – bez przecinka przed albo.
czy ktoś opisywałby weekendy z Ruth? Pewnie nie, ale powinniale nikt do niej nie zajrzy – powtórzenie.
Verner po prostu nie chciał, żeby przy okazji pozyskał też jego złoto.
Dlatego też unikał świata magicznego
– powtórzenie.
Czysta radość – zarówno dla oczu, jak i dla sakiewki – bez przecinka.
tak sam jak on nosił w głowie obraz Ruthsamo, literówka.


Rozdział 2

zrzucił z siebie kota, co nie spodobało się jego właścicielce, które w mgnieniu oka wyrzuciła ubranie Vernera na klatkę schodowąktóra. Literówka.
Nie było to szczególnie przyjemne, zwłaszcza że zapomniała wrzucić za drzwi jego koszulę – przecinek przed że oraz wyrzucić zamiast wrzucić.
kiedy był wstawiony i skłonny do podejmowania złych decyzji, albo w parku(…) – bez przecinka przed albo.

Rozdział 9

jak dużo musiała być reszta pomieszczeńduża, literówka.
stwierdziła, podkreślając wagę tejże sprawy. Verner nie był pewien, co powinien odpowiedzieć, ale zdał sobie sprawę(…) – powtórzenie.
pochwalił, jakby na chwilę zapomniał, że Verner ma więcej niż osiem lat. Przez chwilę w ciszy oglądał każdy przedmiot z osobna, najwięcej uwagi poświęcając koszmarnej porcelanie. – powtórzenie.
Verner opowiedział możliwie miało o całej sytuacjimało, literówka.
Nie sądził, że czas, kiedy dla nich pracował, będzie mu się kiedykolwiek wydawało równie beztroski i wspaniały.wydawał, literówka.

Rozdział 10

powiedział do kogoś, z jego głos był zupełnie inny – domyślam się, że chodziło Ci o a, a nie o z.


Nie popełniasz wielu błędów, a jeśli jakieś się pojawiają – są to raczej tylko literówki czy kwestia Twojego niedopatrzenia. Mam jednak jedną wątpliwość, którą mam nadzieję rozwiejesz. Czy słowo zdeportować występowało w książkach Rowling? Bo niby w Internecie znalazłam takie określenia, ale przyznam szczerze, że z serii HP ich nie pamiętam. Rozwiejesz moje wątpliwości?



Dodatki 5/5

Jako takich dodatków na Twoim blogu nie znalazłam wiele. Jest tylko zwięzłe Słów kilka o Vernerze. Pozostałe punkty daję jednak od siebie jako bonus – za to, że Twoje opisy się pochłania, akcja płynie jak powinna, a bohaterowie są tak realni, jakbym miała z nimi do czynienia w prawdziwym życiu. Ale głównie te punkty dostajesz za triadę platońską. Nie znam się na filozofii, ale tytuły (prawda, dobro i piękno) naprawdę mnie urzekły. Szczególnie, że nie są to jedynie puste słowa, ale ściśle wiążą się z treścią opowiadania. Naprawdę biję pokłony za złożoność Twojej historii. Domyślam się, że moja ocena (analiza?) Twojego opowiadania nie jest stuprocentowa, bo czuję, że to wręcz nierealne, żeby dostrzec wszystkie szczegóły i haczyki, które tam ukryłaś. Oczywiście to wszystko działa na Twoją korzyść.



Podsumowanie

Nie wydaje mi się, żebym napisała powyżej wszystko, co chciałam. Tfu. Ja wręcz czuję, że coś zgubiłam. A nawet pewnie kilka cosiów. Nawet już po zakończeniu oceny zdarzyło mi się dopisać kilka rzeczy. Myślę jednak, że naczekałaś się już wystarczająco na ten twór powyżej, a i odleżał on swoje na dysku mojego komputera. Czas więc żeby ujrzał światło dzienne. Mam nadzieję, że mimo wszystko będziesz usatysfakcjonowana oceną.
I na koniec dziękuję, że zgłosiłaś się akurat do mnie. Zdecydowanie potrzebowałam zapoznać się z taką historią. Na pewno zapamiętam ją na długo i obiecuję śledzić na bieżąco.


Ilość zdobytych punktów:
91 punktów, czyli Pisarz [Celujący – 6]



Ledwo wyrobiłaś się na szóstkę, ale w pełni na nią zasługujesz. W końcu opowiadanie to przede wszystkim treść, a nie grafika, na której straciłaś najwięcej punktów, prawda?

Pozdrawiam i życzę dużo weny oraz zapału do dalszej pracy.

33 komentarze:

  1. Gratuluje dogłębnej oceny. Tak ten blog wychwalasz, że aż może się skuszę na lekturę? ;)

    Pozdrawiam gorąco,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie polecam :> Szkoda tylko, że swoją oceną odebrałam element zaskoczenia ;)

      Pozdrawiam,

      Usuń
  2. Bardzo, bardzo dziękuję za ocenę – czas oczekiwania wcale nie był za długi, bo wiadomo, że chodzi o jakość, a nie o tempo pisania (przynajmniej zawsze tak sobie powtarzam). Poza tym analiza była na tyle dogłębna i pomocna, że warto było czekać. Oczywiście teraz czuję się w obowiązku napisać długi i porządny komentarz, więc z góry przepraszam, ale prawdopodobnie mój słowotok okaże się za długi dla blogspota i będę musiała go pociąć na kilka komentarzy. Serio, jakoś się z blogspotem nie lubimy i zawsze mi coś takiego robi. (Dla zaoszczędzenia miejsca i ograniczenia liczby łączników między poszczególnymi kwestiami, pozwolę sobie na wypunktowanie tego, co chcę napisać; wiem, nie wygląda to ładnie, ale, jak mówiłam, ja o blogspot to trudny romans).

    – Wiedziałam, że za belkę mi się oberwie. Zawsze mi się obrywa i zawsze jestem nieodmiennie zafascynowana faktem, że ludzie przywiązują do tego taką wagę. Jeśli o mnie chodzi, to należę do osób, które mają zawsze otwarte z dziesięć zakładek i są wdzięczne ludziom, którzy się nie wygłupiają z belką i robią takie, po których da się rozpoznać, która zakładka jest która. Robiłam tak od zawsze i czuję, że nie przestanę, bo konieczność szukania cytatów, które idealnie pasują do konwencji tego, co chcę powiedzieć, zwyczajnie mnie… no, nie przerasta, ale nudzi. Poza tym skoro chcę coś opowiedzieć, to nie powinnam wtykać tak nikczemnych podpowiedzi dotyczących tego, co chcę robić. A jeszcze bardziej poza tym wszystkim – w sytuacji, kiedy posługuję się jednym wielkim intertekstem/nawiązaniem (zależy, jak te nawiązania do Platona zaklasyfikować), to wciskanie tam kogokolwiek innego niż Platon byłoby trochę nie na miejscu i powodowałoby pewne pomieszanie konwencji. Z drugiej zaś strony, dorzucanie jeszcze cytatu z Platona sugerowałoby, że tekst jest o wiele, wiele silniej związany z Platonem, niż jest w rzeczywistości. Nie bronię się w tym momencie, po prostu chciałam rzucić światło na powody stojące za tą decyzją. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić pasującego cytatu, ale może mam zbyt ubogą wyobraźnię, kto wie :)

    – Jeśli chodzi o napis na oczach, który przypomina czarny prostokąt – jest to zabieg jak najbardziej celowy. I, rzecz ciekawa, nikt jeszcze na to nie wpadł, o ile dobrze pamiętam! Wszyscy krytykowali, że tak, że prostokąt, że wygląda jak Katarzyna W. czy kto to tam jeszcze miał konflikty z prawem i został medialną superstar, ale nikt nie pomyślał, że, kurczę, może autorka miała jakąś koncepcję. Także dziękuję za zauważenie tego :) Nie chodziło mi nawet o to, że Verner pójdzie siedzieć, aż na takie foreshadowing bym się nie zdobyła, ale chodziło mi o pewną anonimowość i zasugerowanie konfliktu z prawem. Od razu też dodam, że Verner nie ma nazwiska z tych samych powodów – przede wszystkim anonimowość. Poza tym – jestem leniwa. Kiedy tworzyłam rozpiskę postaci, to nie miałam pomysłu na nic odpowiednio chwytliwego, a wiadomo, że porządny główny bohater nie powinien się nazywać Jones czy Brown. Gdybym dała mu nazwisko, coś musiałoby za tym stać, od razu musiałabym sprecyzować, skąd pochodzi, w którym domu był w Hogwarcie, kim są jego rodzice etc. Brak nazwiska oznacza brak tego rodzaju więzów, nawet jeśli to do pewnego stopnia zubaża postać.

    [cdn]

    OdpowiedzUsuń
  3. [cd]

    – Zdaję sobie sprawę, że brak akapitów jest irytujący. Pewnie gdyby nie przyzwyczajenie, też bym warczała i tupała. Problem w tym, że, jak już wspomniałam, jestem leniwa, a mylog wierzy w stary, dobry kod html, więc musiałabym każdy akapit robić ręcznie. To koło stu akapitów na rozdział, może mniej, jeśli akurat nie mam wielu dialogów. Gdybym pamiętała o tym od samego początku, to może by to ręce i nogi miało, ale jak pomyślę sobie o dostawianiu tyyylu akapitów ręcznie, to strach mnie ogarnia i mdłości. Więc trudno, tym razem ich nie będzie, może kiedyś. O czcionce też pomyślę, że musiałabym poszerzyć div, a przy małych rozdzielczościach nie wyglądałoby to dobrze, bo w którymś momencie wyskakiwałby dolny scroll. Nie wzbiłam się na wyżyny szablonowych zdolności, przyznaję, więc wolę już swoich pięciu minut kodowania nie psuć kwadransem ulepszeń i później dwoma godzinami poprawiania tego, co się przy okazji zepsuło.

    – Jeśli chodzi o podstronę ‘Kilka słów…’, to spis treści i informacje o szablonie nie znikają – trzeba tylko przescrollować w dół. W sumie głupio to wygląda, przełożę to do divu głównego, będzie mniej scrollowania.

    – Patos w prologu. Ha. Kajać się nie będę, ale mogę wyjaśnić, skąd on się wziął. Ne znoszę patosu. Bardziej niż wątróbki, marchewki z groszkiem i zupy kalafiorowej. Bardziej nawet niż korków w centrum i bardziej niż szalonych tłumów na wyprzedażach. Bardziej niż akwizytorów i ludzi, którzy chcą walczyć z dziurą budżetową przez dodrukowanie pieniędzy. Czyli *bardzo*. Prolog był mniej lub bardziej trafionym eksperymentem z mojej strony; przede wszystkim chciałam spróbować swoich sił w pseudofilozoficznym, patetycznym tonie, do którego nie planuję już nigdy wracać, chyba że w celach satyrycznych. Nie zmieniam jednak tego, co wywiesiłam, bo swój cel osiągnęłam – napisałam coś, czego zwykle nie piszę, a do tego wywołałam w ludziach emocje. To nic, że w większości negatywne. Jedno doświadczenie do przodu i tak dalej :)

    – Włosy Ruth prawdopodobnie są ciemne, mogłam o tym wspomnieć, ale ręki sobie uciąć nie dam. W każdym razie w mojej głowie ma ciemne włosy. Powinnam to przełożyć na wirtualny papier. Skoro już przy Ruth jestem, to dodam tylko, że bardzo się cieszę, że odebrałaś ją w taki właśnie sposób (w ogóle bardzo się cieszę, że każdego z bohaterów odebrałaś właśnie w taki sposób, w jaki odebrałaś, ale o tym jeszcze niżej), bo tak właśnie ją zaplanowałam. To oznacza, że udało mi się wyciągnąć z głowy w całości, nie uszkadzając jej po drodze. Nigdy nie jestem pewna, czy mi się to udaje, bo nie wiem, na ile gram w tekście sama ze sobą, a na ile z czytelnikiem, bo wiadomo, każdy widzi co innego, każdy ma inne doświadczenia, bla, bla, bla, nie każdemu chce się wczuwać. A ja strasznie lubię, kiedy ktoś czyta tekst na tyle uważnie, żeby wyłapać drobiazgi, które składają się na pełen obraz. Ty to zrobiłaś i chwała Ci za to. I o tym też niżej jeszcze, tu chciałam w sumie tylko napisać, że przejrzałaś Ruth, co mnie bardzo cieszy.

    [cdn]

    OdpowiedzUsuń
  4. [cd]

    – A, teraz kwestia veritaserum. „Dlaczego Verner ma umrzeć po spożyciu Veritaserium?” – już tłumaczę, bo skrót myślowy mi się w tym fragmencie mógł skrócić. Podanie Vernerowi veritaserum sprawiłoby, że opowiedziałby nie tylko o tym, o co pytają go Greengrass i Nott, lecz także o innych sprawach, które prawdopodobnie wolałby zachować dla siebie. Verner jest zwykłym facetem, ale łazi po Nokturnie i czasami słucha, więc wie też o sprawach, o których wiedzieć nie powinien – jak choćby o zabezpieczeniach u Borgina i Burke’a, które potem wykorzystuje do włamania. Greengrass mówi mu też, że może mieć trudności z dożyciem trzydziestki, bo cała scena z veritaserum była dla niego rodzajem game of chicken. Verner schórzył (choć został zagoniony w kąt), więc stracił w oczach Rasmusa. Ktoś, kto pracuje w ‘zawodzie’ Vernera, nie może robić wszystkiego tylko po to, by ocalić swoją skórę – jego pracodawcy muszą wiedzieć, że mogą na niego (do pewnego stopnia) liczyć etc. W każdym razie cała scena z veritaserum była po prostu badaniem charakteru Vernera i nawet jeśli nie przeszedł tej próby zachwycająco, to jednak przeszedł.

    – Genealogia Burke’ów wylądowała w tekście trochę jako smaczek, trochę jako urozmaicenie, trochę jako kompensacja faktu, że nie ma genealogii rodziny Vernera. Dawno, dawno temu zdarzyło mi się popełnić tekst o pewnym Burke’u i, z wrodzonym sobie okrucieństwem, nie wyjaśniłam w epilogu jego dalszych losów, więc ta krótka genealogia była w dużej części właśnie dopowiedzeniem tamtego. Teraz zdaję sobie sprawę, że mogła być zbyt zawiła, ale wtedy, kiedy ją pisałam, wydawała się dobrym pomysłem. Znów jedno doświadczenie do przodu i tak dalej. A, jeszcze kwestia motywacji Caractacusa. Cóż, były to czasy międzywojenne, w latach trzydziestych panowało przekonanie, że druga wojna jest nieunikniona – szczególnie że Grindelwald rósł w siłę i stanowił zagrożenie. To idealny czas, żeby otworzyć biznes czarnomagiczny i tyle. Nie wydawało mi się, że aż takie zagłębianie się w wydarzenia sprzed tylu lat ma sens. Być może się myliłam.

    – Zdaję sobie sprawę, że za słabo wyjaśniłam motywację Vernera w rozdziale piątym. Teraz musiałabym robić za duże koło i wracać do miejsca, w którym już byłam, więc wyjaśnienia pojawią się dopiero później, chociaż mogą być niesatysfakcjonujące. Jak stwierdziłaś – Verner jest impulsywnym facetem (a przez to – wbrew temu, co sobie mówi) nienajlepszym w swoim fachu. Motywacja nie jest aż tak głęboka: ot, dostał po pysku, zrozumiał, że Burke'owie go oddali praktycznie bez walki, co go trochę uprzedmiotowiło, i cała sytuacja zaczęła go trochę przerastać. W chwilach, kiedy sytuacja człowieka przerasta, zaczyna się szukać w życiu jakichś pewników, czegoś, co jest bardziej stabilne, niezmienne i, co najważniejsze, odseparowane od tego zamieszania, w którym znalazł się Verner. Może potraktowałam tę sprawę za bardzo po łebkach, ale chciałam być subtelna. Z całą pewnością do niej wrócę, dziękuję za wskazanie tej konieczności.

    – Jeśli chodzi o tytułowe ‘dobro’ z rozdziału piątego, to jest w tym momencie rozumiane w sposób najbardziej podstawowy: ma to być dokładnie zrobienie czegoś (zdaniem Vernera) dobrego. Większość tytułów ma związek z tym, jak daną kwestię postrzega Verner, chociaż nie udało mi się tego rozciągnąć na wszystkie rozdziały, np. ‘zanik dobra’ zdecydowanie dotyczy osądu instancji autorskiej.

    [cdn]

    OdpowiedzUsuń
  5. [cd]

    – Wróćmy jeszcze na chwilę do zmiany pracodawcy. Vernerowi tak naprawdę nie odpowiadał sposób, w jaki to się stało. Z Burke’ami miał przyjacielskie stosunki, co starałam się wykazać (no, na tyle przyjacielskie, na ile się dało, ale myślał, że Borgin go naprawdę lubi); do tego myślał, że jest niesamowity w swoim fachu, niezastępowalny etc., a tu okazało się, że Burke’owie o niego nie walczyli, że oddali go komuś, kto wydaje się niestabilny psychicznie. I samo to Vernera boli, nieważne, czego Greengrass od niego chce, boli go sam fakt, że został potraktowany w taki a nie inny sposób, ale jednocześnie nie może nic z tym zrobić, bo za głęboko wpadł już w tryby maszyny.

    – Z problemów z przeskokami temporalnymi zdaję sobie sprawę; myślałam, że nad nimi w miarę zapanowałam, ale przyznaję, że myślenie mogło mi wychodzić tak, jak przysłowiowemu indykowi. Cieszę się, że to zauważyłaś i wskazałaś, bo wiem, jakiego rodzaju notatki muszę uważniej robić (i przestać je gubić).

    – Książka wspomniana przez Lyrę to po prostu „Cierpienia młodego Wertera”. Nawiązanie – podobnie jak rozgrzebywanie genealogii Burke’ów – miało być puszczeniem oka do czytelnika, w sumie niczym więcej. Lyra nie jest szczególnym autorytetem, jeśli chodzi o literaturę, więc nie można wierzyć w stuprocentową trafność jej osądu, ale coś mogło być na rzeczy. Nie śmiałabym się tu porównywać do Goethego, ale obaj bohaterowie mają w sobie pewien pęd ku katastrofie. No i imiona brzmią podobnie ;)

    – Wydaje mi się, że w dwa-trzy dni można podjąć decyzję, która przewróci nasze życie do góry nogami. Gdybym w tym momencie zaczęła wykładać motywację Vernera (co samo w sobie nie miałoby sensu, bo tekst powinien bronić się sam itd., więc fakt, że tego nie robi, jest moją winą), to bym się powtarzała. Zgadzam się jednak, że to za szybko, ale chcę tylko zauważyć, że Verner nie zainteresował się Lettie dlatego, że była miłym dzieckiem, nawet nie dlatego, że była jego dzieckiem. Verner jest na tyle płytki i zafiksowany, że zainteresował się nią dlatego, że (a) uznał ją za coś pięknego, tak wizualnie i powierzchownie pięknego, (b) nie mógł czuć, że jest ona ‘jego’, nie mógł jej ukraść, nie mógł być jej ojcem, co w jakiś podświadomy sposób go irytowało. Pomaganie jej może być po części dobrym uczynkiem, bo potrzebuje dobrego samopoczucia związanego z pomaganiem innym, a po części wkupywaniem się w łaski. Obiecuję jeszcze to wyłożyć w tekście.

    – Raz jeszcze dziękuję za uwagę, jaką poświęciłaś postaciom. Bardzo się cieszę, że spodobał Ci się Greengrass, uważam go za jedną z moich lepszych kreacji, jeśli chodzi o ten tekst :) Jeśli chodzi o Freda – będzie się jeszcze kręcił po tekście. Masz rację, to właśnie on był drugim rozmówcą w prologu, a już samo to gwarantuje mu miejsce w epilogu.

    – Słowo ‘zdeportować’ jest jak najbardziej kanoniczne: „— Tak, zdeportowali się tylko w połowie — powiedział pan Weasley, wlewając sobie do owsianki sporą porcję syropu.” GF6, sam początek rozdziału.

    W tym miejscu chyba zakończę ten komentarz, bo trochę się rozpisałam, a miałam dzielnie walczyć z arcynudnymi tekstami, które mi przyszło czytać. Raz jeszcze chcę podziękować za bardzo solidną, rzetelną i przydatną ocenę. Dostałam dokładnie to, na co liczyłam – i bardzo mnie to cieszy, bo ostatnio naszły mnie chwile zwątpienia, czy gdzieś tam jeszcze są porządne oceniające, którym się chce i które zanurzają się w tekst, a nie po prostu lecą po łebkach, żeby jak najszybciej mieć to z głowy. Za samo to ściskam prawicę, dygam elegancko i dodam tylko, że może nie znaczy to wiele, ale właśnie dopisałam Oceny Opowiadań do działu ‘polecamy konkurencję’ na Szlafroku Śmierciożercy. (Tak, jestem okropna, i nie tylko lubię się dowiadywać o tym, co robię dobrze, a co źle w swoim tekście, lecz także badać konkurencję). Dziękuję raz jeszcze i życzę dalszej wytrwałości w ocenianiu :)

    Pozdrawiam,
    Sylville

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, że odpisuję dopiero teraz. Komentarz czytałam wcześniej, ale dziś mam pierwszy raz od tygodnia dłuższą chwilę, żeby na spokojnie usiąść i Ci odpisać (szczególnie, że jest na co ;))

      Ta belka to już chyba taki zwyczaj, wiesz? Osobiście nie znoszę pisać o pierwszym wrażeniu i grafice, bo jednak kwestie, które zawsze podciągane są do pierwszego wrażenia to adres i właśnie belka, a wydaje mi się, że to jest już indywidualna koncepcja autora. Ale jak każą, to oceniam. A jak już muszę się wypowiadać na temat belki to wolę, gdy jest inna niż adres, mimo wszystko. Ale rozumiem też, dlaczego u Ciebie jest tak a nie inaczej. Usprawiedliwiona ^^

      Tak, ten patos w prologu. Wciąż mam wrażenie, że prolog napisał ktoś inny na Twoje zlecenie. Jestem jednak w stanie zrozumieć eksperyment i gratuluję, że się udał. Polecam jednak na przyszłość zostać przy obecnym stylu pisania, bo jest zdecydowanie lepszy. I mówię to już jako czytelniczka, a nie oceniająca ;)

      Jeśli chodzi o kwestię bohaterów - przyjrzałam im się, bo kocham to robić. Postacie uważam za najważniejszą część opowiadania. Blog może mnie nie zachwycić grafiką, dodatkami, stylem, ale jeśli autor/ka potrafi opisać swoich bohaterów i sprawia, że są realni - blog bez zająknięcia ocenię na dobre cztery z plusem, a jak w innych kwestiach nie podpadnie to i na sześć, tak jak w Twoim przypadku. Bo czym byłoby opowiadanie bez bohaterów? :P

      Przyznam szczerze, że wątku veritaserum bez Twojej pomocy w życiu bym nie rozgryzła. Ale może jest też w tym trochę mojej winy, bo widocznie czytałam za mało uważnie ^^

      Motyw Caractacusa - może nie był aż tak istotny, ale zagłębiając się w całą genealogię rodziny właśnie pytanie o cel założenie sklepu męczyło mnie najbardziej. Cóż, dla niektórych będzie to mniej istotne, ale niektórych bardziej. Ot, zwykła ciekawość, dlatego poruszyłam tę kwestię. A nie czepiałam się, bo w końcu fabuła w żaden sposób na tym nie ucierpiała.

      Motywacja Vernera może i nie jest głęboka, ale jak najbardziej zadowalająca, a mi chodzi tylko o to, żeby się pojawiła. Żeby Verner nie tracił na wiarygodności ^^. Rozumiem też, dlaczego Verner nie jest zadowolony z pracy dla Greengrassa. Jak teraz się nad tym zastanawiam to rzeczywiście można to wyczytać z kontekstu opowiadania, ale przyznam szczerze, że nie było to dla mnie takie oczywiste.

      Przez całe opowiadanie zastanawiałam się właśnie czy Verner nie ma jakiegoś związku z Werterem. Szczególnie, że właśnie zaczynam czytać "Cierpienia młodego Wertera" (ach, te lektury...) i podobieństwo imion wydało mi się uderzające. Nie wspominałam jednak o tym, bo myślałam, że to czysty przypadek. Znów się jednak przekonuję, że u Ciebie nie ma czegoś takiego jak "przypadek" ;) tak się teraz zastanawiam... W "Cierpieniach..." nie było ujawnione imię Wertera. Ten brak nazwiska u Twojego Vernera to też pomysł poniekąd zaczerpnięty stamtąd?

      Dziękuję za wyjaśnienie słowa "zdeportować" i uzupełnienie mojej wiedzy. Przyznaję się bez bicia, że nie miałam pojęcia, że takie słowo istnieje ;)

      Jejku, dziękuję. Nawet nie wiesz, jak mi się miło zrobiło, jak przeczytałam, że przywróciłam Ci wiarę w porządne oceniające. To chyba najmilsze słowa, jakie usłyszałam, odkąd zaczęłam oceniać.
      To ja się kłaniam nisko i jeszcze raz dziękuję (powtarzam się, wybacz) za zgłoszenie się do mnie, bo historia Vernera wywarła na mnie naprawdę duże wrażenie i cieszę się, że miałam okazję tak dokładnie się z nią zapoznać.
      Dopisanie do "polecamy konkurencje" dużo dla nas (a przynajmniej dla mnie) znaczy. I za to również dziękuję w imieniu swoim i pozostałych oceniających :>

      Pozdrawiam,

      Usuń
  6. Hej tam, hope ;)
    Z małym opóźnieniem wpadam skomentować ocenę.
    Tak czytając Twoje komentarze na temat treści opowiadania, stwierdziłam sobie, że to może być taki farfocel w moim guście i pewnie, dzięki Twojej ocenie, wkrótce na bloga wpadnę wszystko sobie przeczytać.
    I tak sobie myślę, czytając Twoje spostrzeżenia na temat rozdziału czwartego i opisu genealogicznego, że Twoje "czepialstwo" wcale nie byłoby nieuzasadnione nawet w wypadku, gdyby wymienione postaci miały większe znaczenie dla opowiadania w późniejszych jego częściach. Zwróciłaś na nie uwagę z konkretnego powodu, bo ich opis Ci zgrzytał, czegoś Ci w nim brakowało, a nawet trochę się w nim pogubiłaś. W takim razie dalszy plan nie ma znaczenia, bo fragment akurat w tym rozdziale teoretycznie został zapisany nieumiejętnie. Tak mi się przynajmniej wydaje po przeczytaniu Twojego wytłumaczenia, bo sama rozdziału nie czytałam. Do czego tu dążę? Ano do tego, żebyś trzymała się swoich opinii, bo są całkiem słuszne ;)
    Analiza kolejnego rozdziału bardzo mi się spodobała, bo wytknęłaś autorce brak konsekwencji w zachowywaniu bohatera, co osobiście bardzo lubię tępić ^^ A motywacje bohaterów to dość fascynująca sprawa, bo autorzy blogowych opowiadań mają tendencję do spisywania ich, jakby były oczywiste, tak naprawdę nie zdając sobie sprawy z tego, że porządne wytłumaczenie mają jedynie w głowie, a w tekście może ich brakować.
    Błędów w sumie nie znalazłam poza paroma pominiętymi "ogonkami" przy "e" i "a". Tylko dwie literówki:
    Być może wynika to z porywczość Vernera, a być może z obawy przed śmiercią i zapomnieniem – nie wiem. - z porywczości chyba.
    Rozumiem, że na razie taka jest właśnie jej rola, ale nie ukrywam, że byłabym zawiedziona, gdybyś zmarnowała potencjał ten postaci i zrobiła z Ruth taką posłuszną kochankę (...) - tej zamiast ten.
    No i tyle. Ocena bardzo udana, przyjemnie się ją czytała i na pewno zachęciłaś do zapoznania się z blogiem Sylville.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się zawsze trzymać moich opinii, ale jeśli coś w mojej ocenie zabrzmiało inaczej to był to zupełny przypadek ;) oczywiście będę uważała na to w przyszłości. Zachęcam także do przeczytania treści bloga, bo zdecydowanie warto.
      Analiza bohaterów (a przy tym i ich motywów) to moje ulubione zajęcie :>

      Błędy już poprawiam, dziękuję za wytknięcie ^^

      Pozdrawiam,

      Usuń
  7. Czy mogę wiedzieć, dlaczego byłam w kolejce AlpenGold druga, a jestem trzecia ? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po odejściu jednej z oceniających i ogólnie częstego przerzucania blogów z kolejki do kolejki, doszłyśmy do wniosku, że warto byłoby numerować zgłoszenia, bo niektóre osoby są pokrzywdzone, gdy po raz drugi czy trzeci lądują na samym końcu kolejki. Dlatego każde zgłoszenie ma swój numerek i wg tych numerów blogi oceniamy. Wybacz, że musisz przez to dłużej czekać na ocenę, ale niestety nie damy rady wszystkim dogodzić.

      Pozdrawiam,

      Usuń
  8. Tak patrzę sobie na te Etykiety i zastanawiam się - nie warto byłoby dodać tam jeszcze odmów? Zawsze to jakieś porównanie, ile ocen w stosunku do odmów wystawiłyśmy ^^

    I pytanie - etykiety dodajemy same przy publikacji, tak?

    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba dość dobry pomysł.I tak, wydaje mi się, że samodzielnie. A na czym w końcu stanęło w sprawie odmów tych opuszczonych blogów z Wolnej?

      Usuń
    2. Napisałam do wszystkich autorów, których blogi były niezgodne z regulaminem, że musimy usunąć ich z Wolnej Kolejki z takiego i takiego powodu. Dopisałam też, że zachęcam do ponownego zgłoszenia już zgodnego z regulaminem. Nie chciałam wystawiać jednak odmów tutaj, na stronie, bo dużo by tego było i tylko zaśmiecałoby OO. Nie wiem, czy to była dobra decyzja, ale teraz jest już za późno ^^

      Pozdrawiam,

      Usuń
  9. Dementorko, w Poczekalni pojawiło się do Ciebie pytanie. Zaczęłaś już oceniać bloga, który jest u Ciebie pierwszy w kolejce czy autorka może zmienić szablon? :>

    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziewczyny, pamiętacie o limicie dwóch ocen do końca marca? Bo już połowa miesiaca za nami ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój staż to się chyba nigdy nie skończy ;) A szkoda, bo w ubiegłym tygodniu miałam trochę wolnego, gdybym wiedziała, że się to tak przeciągnie, może nawet zdążyłabym wrzucić jeszcze jedną ocenę... A teraz znowu bieganina, więc nie wiem jak to będzie... :(

      Pozdrawiam,

      Usuń
    2. Akurat Ty jesteś usprawiedliwiona stażem, ale przeraża mnie milczenie pozostałych dziewczyn... Miałyśmy się postarać, noo! Ja jestem już w połowie oceny i planuję ją przez weekend skończyć. Może nawet uda mi się zacząć kolejną? Ale panuje tu taka cisza, że wcale nie czuję się zmotywowana. Ludziska, co z Wami?!

      Usuń
    3. Ja pamiętam. Tylko że nie mam czasu... Wiem, teraz się będę głupio tłumaczyć. Od końca lutego do 6 marca byłam w Norwegii, a teraz przygotowuję się do konkursu 20 marca. Postaram się napisać dwie w marcu, ale nie wiem czy mi się uda... :c

      Usuń
    4. Pamiętać to chyba wszystkie pamiętamy, problem tylko z wyrabianiem się. Mnie niestety nie uda się raczej napisać dwóch ocen w tym miesiącu, chociaż Romansidło już kończę...

      Usuń
    5. Dobrze, że przynajmniej pamiętamy ^^

      Usuń
    6. AlpenGold - jeśli o mnie chodzi, nie ma pośpiechu. Właściwie nie wiem, czy nie poproszę Cię o przesunięcie nieco niżej w kolejce, bo chciałabym mocno przebudować treść bloga, a może i szablon. :)

      Usuń
  11. Wydaje mi się, że przesadziłyście z tym limitem dwóch ocen miesięcznie. Przecież nikt Wam łaski nie robi, czekając w kolejce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie jest na stałe i nie chodzi tu o robienie łaski, a bardziej o rozładowanie przepełnionych kolejek. Na chwilę obecną nawet nie można się do żadnej z nas zgłosić, bo wszystkie mamy zablokowane kolejki ;) a jeśli oceniać będziemy w takim tempie jak dotychczas, to wszystkie obecnie zgłoszone blogi ocenimy dopiero do końca tego roku. O ile nie później. Stąd limit dwóch ocen ^^

      Usuń
    2. Dobra, jakoś nie mogę przyzwyczaić się do imienia. Leaena, mimo że nikt nie wie, jak się ją wymawia, zostaje.

      Masz rację, ale czy to się nie przełoży na jakość ocen? Ostatnio widzę, że przechodzicie kryzys - Dementorka na urlopie, Ola zniknęła, reszta zajęta nauką i życiem prywatnym na tyle, że nie mają czasu zajrzeć na OO. Uciskanie w takim momencie może jedynie spowodować, iż niektórzy zaczną rozważać odejście. I to nie dlatego, "bo foch", ale z powodu nawału obowiązków. Blogosfera ucicha, dajcie sobie też trochę luzu.

      A tak w ogóle to jestem pod wrażeniem, hope. Można nazwać Cię opoką tej ocenialni.

      Usuń
    3. A jak się wymawia? Zawsze będzie jedna osoba więcej, która wie ;)

      Nie ma presji "jak nie napiszesz dwóch ocen w miesiącu to wylecisz" i mam nadzieję, że żadna z dziewczyn tak na to nie patrzy. Chodzi bardziej o motywację i zmienienie sposobu myślenie z "jak napiszę to będzie" na "muszę się postarać, żeby napisać dwie oceny w miesiącu". Przynajmniej taki był zamysł. Mam nadzieję, że nie wyszło na odwrót.

      Miło mi to słyszeć, ale osobiście uważam, że każda z nas wkłada w ocenialnię bardzo dużo i raczej nie patrzę na to w kategoriach "ta zrobiła więcej a tamta mniej". Nie zmienia to jednak faktu, że Twoje słowa zachęcają do dalszej pracy ^^

      Usuń
    4. Chciałam powiedzieć, że nie zniknęłam;) Ciągle tu jestem, tylko mam mało czasu i masę obowiązków. Kończę ocenę i jednocześnie piszę drugą. Już teraz wiem, że nie wstawię dwóch ocen w tym miesiącu. Szczerze - oba teksty są za długie, by zrobić to szybko, a nie chciałabym napisać oceny na odczepnego;)
      Cóż, tez mam nadzieję, że zastój nie potrwa długo.
      Pozdrawiam;)

      Usuń
    5. Dobra, dobra - przecież nie kwestionuję tego, iż wszystkie wkładacie dużo pracy w ocenialnię. Miałam tutaj na myśli, że zachęcasz dziewczyny do pracy, sama jesteś wzorem oceniającej (jeśli chodzi o sumienność) i pilnujesz tego, by żaden komentarz z pytaniem nie został pomięty. Jeżeli chodzi o oceny, wszystkie piszecie bardzo dobre - OO to jedna z najlepszych ocenialni. :)

      Nie spodziewam się wyrzucenia osób, które nie podołają wyzwaniu dwóch ocen, ale "limit" to limit, przynajmniej dla mnie (zresztą, kwestia nazewnictwa; nie ma co strzępić klawiatury). Na Waszym miejscu poszukałabym innej zachęty - może zamiast tych odnośników do ocen poszczególnej oceniającej zróbcie sobie gadżet w stylu "ile dana oceniająca napisała ocen w tym miesiącu, a ile powinna". Albo dla tych, które wyrobią się z dwoma, przygotujcie jakieś nagrody. Nie wiem, to już zależy od Waszych chęci.

      PS. Lijena - od tego momentu jesteś jedną z 1% ludzi, którzy wiedzą, jak wymawia się mój nick.

      Usuń
  12. Hej ^^.
    A ja się chciałam (tak przyszłościowo ;) ) spytać, czy któraś z oceniających miałaby ochotę kiedyś tam ocenić dość niekanoniczny ff HP z akcją w Nowym Jorku? Bo wkrótce chciałabym się zgłosić z nim do oceny i wolę się upewnić, czy ktoś w ogóle chciałby wziąć opowiadanie o takiej tematyce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na ff HP zawsze jestem chętna :> do mnie możesz się śmiało zgłaszać ^^

      Usuń
    2. Widzę, że masz zablokowaną kolejkę, ale jakby coś, możesz przygarnąć moje opowiadanie lub wrzucić najwyżej do wolnej, nie zależy mi na bardzo szybkiej ocenie, bo mam dopiero 3 rozdziały ^^.
      Zostawię zgłoszenie w odpowiedniej zakładce ;).

      Usuń
    3. Wrzucę Cię do swojej, będzie mniej zamieszania ;)

      Usuń
    4. Okej, dzięki ^^. Do czasu oceny na pewno wrzucę więcej rozdziałów.

      Usuń